Czym jest Garthim? Rozmowa z Justinem Ortizem

Przemijam: Pandemia wymusiła wiele zmian w sposobie funkcjonowania galerii i świata sztuki. Są jednak miejsca i projekty artystyczne, które wydają się wykraczać poza ramy jakimi zazwyczaj określa się miejsca wystawiennicze. Tym samym pozostają niezależne i wolne w swojej ekspresji twórczej. Do takich miejsc z pewnością należy ,,Garthim”, off-space’owy projekt funkcjonujący w absolutnej dziczy na rubieżach ludzkiego świata. Czym jest Garthim? Nomadyczną galerią sztuki? Projektem kuratorskim czy czymś zupełnie innym?

Justin Ortiz: Garthim jest project space’m który w znacznej mierze polega na fotograficznym dokumentowaniu obiektów artystycznych oraz archiwizacji moich działań kuratorskich. Zdjęcia wędrują tu i tam w internecie ale archiwizowanie działań na stronie internetowej jest prawdopodobnie głównym trzonem projektu. Zawsze pragnąłem kuratorować wydarzenia więc zacząłem od robienia zdjęć. Gdy po raz pierwszy spotkałem się z dokumentacją przestrzeni wystawienniczych na prawdę mnie to zafascynowało i wydawało się na tyle przystępne, że czułem, iż jest to coś co też mógłbym robić. Jest to również dobry sposób wsparcia moich bliskich oraz pracy z ludźmi z którymi pragnę razem działać. Można powiedzieć, że jest to miejsce na działania kuratorskie w którym mogę sprawować kontrolę na każdym etapie. Coś jak kolejny odłam mojej twórczości.

Przemijam: Wystawy Garthim sprawiają wrażenie pokazów, których jedynymi naocznymi świadkami są drzewa, kamienie i dzika zwierzyna zamieszkująca głuszę. Prezentowane prace wtapiają się w naturalne środowisko i oddziałują z nim symbiotycznie. Szczególnie prace Tatiany Sky jakie zostały wyeksponowane w znajdujących się niedaleko Los Angeles Skałach Vasqueza. Pomysł na pokazywanie sztuki głęboko zespojonej z ziemską biosferą z czysto wizualnego punktu widzenia naprowadza automatycznie na posthumanistyczne tropy. Czy koncept tej wystawy i ogólnie Garthim wiąże się jakoś z krytycznym nastawieniem wobec antropocenu?

Justin Ortiz: Muszę przyznać, że nie myślał o tym tak głęboko. Podoba mi się ten pomysł aby wystawa była oczyszczającym momentem pomiędzy Garthim oraz artystą oraz że widz ogląda ją już po fakcie. W momencie gdy wydarzenia takie są całkowicie odseparowane, w zniewalającej wizualnie naturalnej przestrzeni można doznać stanu uniesienia. Jest również o wiele bardziej kameralnie. Wiele na temat doboru przestrzeni jest niewypowiedziane. Można odczuć, że to artysta oraz ja dobieramy miejsca w których działamy. Z estetycznego punktu widzenia doznajesz kontrastów oraz symbiotycznej relacji w stosunku do pracy której możliwe że mógłbyś sam nie zainicjować.

Przemijam: W off-space’owych efemerycznych pokazach bardzo istotną rolę odgrywa dokumentacja fotograficzna, która często okazuje się jedynym śladem i dowodem istnienia tych działań artystycznych. Czy w przypadku Garthim możemy poza tym doświadczyć czegoś więcej? Jak wygląda proces tworzenia wystawy? Czy organizujecie jakiś event, w którym ludzie mogą przyjść i obejrzeć wystawę na żywo?

Justin Ortiz: Żadnej z naszych dotychczasowych wystaw nie towarzyszyło otwarcie czy też wydarzenie towarzyszące. Zajmowałem się oprowadzaniem po pracowniach z ludźmi, którzy chcieli przyjść i zobaczyć prace wystawiane w Garthim ale już długo po tych wystawach. Wydaje mi się, że dokumentacja ze wspólnej pracy wystarcza.

Przemijam: Jaki rodzaj twórczości najbardziej wpasowuje się w koncept Garthim? Czy artyści dobierani są według jakiegoś konkretnego stylistycznego klucza?

Justin Ortiz: Kuratoruję w oparciu o to co mi się podoba, kto według mnie tworzy w pocie czoła i jakie prace wzbudzają we mnie fascynację. Chodzi o to, by współpracować z artystami, których szanuję i od których czerpię wiele pomysłów. Wspaniale jest być świadkiem momentu, w którym wystawy łączą się ze sobą i tworzą stylistyczny związek, ale w większości przypadków jest to proces nieświadomy. Na początku zacząłem przeglądać dokumentację pokazów white cube’owych w poszukiwaniu wskazówek dotyczących fotografii, głównie rzeźby, ponieważ nie jestem fotografem. Oglądałem też dużo dokumentacji Andy’ego Goldsworthy’ego i materiałów Nat Geo, żeby zobaczyć, jak kadruje się obiekt w naturze. Nie mogę powiedzieć, że kiedykolwiek użyłem którejkolwiek z tych technik lub skopiowałem te źródła, ale przesiąknęły one do sposobu, w jaki wyglądają wystawy Garthim.

Przemijam: W polu twoich artystycznych zainteresowań nie brakuje też mistycznych, religijnych nawiązań. Czy mógłbyś opowiedzieć o Gilgal?

Justin Ortiz: Ten pomysł pojawił się w Salt Lake City podczas wizyty u mojego przyjaciela Ben’a Sang’a, który jest jednym z najbardziej utalentowanych artystów, a zarazem kuratorów jakich znam. Powiedziałem mu, że chciałbym stworzyć projekt w ramach Garthim, który rozszerzałby jego program i polegałby na dokumentowaniu rzeźb ogrodowych bądź sztuki w przestrzeni publicznej. Ben zasugerował Gilgal, który okazał się być właśnie tym czego szukałem. Następnego dnia pojechałem do ogrodu rzeźb i strzeliłem kilka ujęć zanim opuściliśmy miasto. Potrzebowałem kilku miesięcy aby to później ładnie opakować, pracując w każdej wolnej chwili. Gilgal był naprawdę dobrym sposobem na ruszenie z tym pomysłem.

Przemijam: Przechodząc do twojej praktyki artystycznej, jesteś twórcą rysunków i obrazów, przedstawiających zazwyczaj bliżej nieokreślone antropomorficzne wzory i postacie o zsyntetyzowanych, obłych kształtach. Czy te prace tworzone są w oparciu o jakąś stałą narrację? Jaka jest ich warstwa znaczeniowa?

Justin Ortiz: Malarstwo i rysunek łączą się ze sobą w sposób umożliwiający mi przeskakiwanie z jednego tematu na drugi. Myślę, że punkty zaczepienia powstają w trakcie ich wykonywania, jeśli to ma jakieś znaczenie. Powstaje wówczas wiele odrębnych sposobów rysowania, biorę jeden z nich i za jego pomocą przekopuję się przez nową ścieżkę. Wcześniej sortowałem w ten sposób wiele swoich rysunków, gdzie tworzyłem stosy płyt, prac z motywem tańca i wielu innych rzeczy. Zazwyczaj są teraz grupowane pod względem kompozycji. W momencie , w którym nie mam ochoty na robienie jednego z tych już oswojonych, wówczas tworzę nową ścieżkę rysując coś czego nigdy do tej pory nie poruszałem, a następnie się z tym zmagam. Decyduję czy będzie to nowa droga czy raczej jest to coś co należy odpuścić. Wszystkie zbiory rysunków i malarstwa zaczynały w ten sposób i w ten sposób dojrzewały.

Przemijam: Równolegle do malarstwa zacząłeś realizować też reliefy niewielkich formatów przypominające petroglify i skamieniałości jakieś odległej cywilizacji. Są one dopełnieniem twojej praktyki malarskiej czy kryje się za nimi zupełnie inny koncept?

Justin Ortiz: Tak, płaskorzeźby wyglądają trochę, jakby same chciały gdzieś wyruszyć. Są tak samo pracochłonne jak obrazy i mają ten sam fizyczny ciężar, ponieważ niosą ze sobą cały ten czas i pracę. Mam teraz indywidualną wystawę reliefów ciosanych w drewnie o nazwie “Rockwille” zorganizowaną przez fajnych ludzi w Light Harvesting Complex w Finlandii. Prace zawierają charakterystyczne elementy jakie można odnaleźć w moich rysunkach i obrazach ale posiadają też kilka nowych, które powstały w trakcie pracy nad nimi. W przyszłości chciałbym zwiększyć ich skalę, ponieważ są trochę małe.

Przemijam: Twoje prace pokazane zostały ostatnio w starym szybie kopalnianym na wystawie ,,Shedding the third skin” organizowanej przez Bena Sanga z Final Hot Desert. Mam wrażenie, że łączy was bardzo podobny sposób myślenia i wzajemnie się wspieracie. Czy macie pomysł zrobienia jeszcze jakiejś wspólnej wystawy?

Justin Ortiz: Ben ma indywidualną wystawę w Garthim tego roku. Jest to wideo performance z nurkowaniem w jaskini. Jestem naprawdę podekscytowany faktem, że będę mógł pracować nad jego dziełem ponieważ Final Hot Desert był dla mnie ogromną inspiracją. Jest dobrym człowiekiem i świetnym przyjacielem.