„Wypowiadam się jako nikt konkretny” Jan Możdżyński & Jakub Gliński, Lokal_30, Warszawa 2020

Jakub Gliński
Jan Możdżyński
Jakub Gliński
Jan Możdżyński
Jan Możdżyński
Jan Możdżyński, Jakub Gliński
Jan Możdżyński, Jakub Gliński
Jan Możdżyński
Jan Możdżyński
Jan Możdżyński
Jakub Gliński
Jakub Gliński
Jakub Gliński
Jakub Gliński
Jakub Gliński, Jan Możdżyński
Jan Możdżyński, Jakub Gliński
Jakub Gliński
Jakub Gliński
Jan Możdżyński, Jakub Gliński
Jakub Gliński, Jan Możdżyński
Jakub Gliński, Jan Możdżyński
Jakub Gliński
Jakub Gliński
Jan Możdżyński
Jan Możdżyński
Jakub Gliński
Jan Możdżyński
Jan Możdżyński
Jakub Gliński
Jakub Gliński
Jan Możdżyński
Jakub Gliński
Jakub Gliński
Jan Możdżyński
Jakub Gliński
Jan Możdżyński, Jakub Gliński
Jakub Gliński
Jakub Gliński
Jakub Gliński
Jakub Gliński
Jakub Gliński

Ok Boomer! Witamy w świecie po katastrofie, tekst: Agata Pyzik

Bezsilność to chyba powszechne uczucie w moim pokoleniu. Urodzeni w latach 80-tych i 90-tych dorastaliśmy w momencie systemowego przełomu i sztucznie pompowanej nadziei, że wolny rynek i kapitalizm wszystko same załatwią i uregulują. Klasy społeczne znikną, a my jako społeczeństwo będziemy aspirować do zachodniego, w domyśle – wyższego poziomu życia. Kolejne dekady pokrzyżowały te plany w sposób diametralny. Deregulacja kapitalistyczna spowodowała załamanie kluczowych elementów życia, gwarantujących stabilizację, przynosząc katastrofalne zmiany na każdym polu. Destrukcja objęła zarówno najprywatniejsze uczucia i relacje, jak i powszechne systemy polityczne oraz środowisko naturalne, w którym żyjemy.

Jan Możdżyński może i brzmi jak typowy millenials, który malarstwem wyposażonym w rewolucyjne hasła chciałby zmienić świat. Jego intencje są jednak całkowicie szczere i autentyczne. Artysta spogląda wstecz na pewne dystopijne projekty i wizje z podstawowych dla niego tekstów kultury (m.in. z Dicka, Ballarda i Łowcy androidów), projektując ich implikacje w przyszłość. Zafascynowany cyberpunkiem, feminizmem, queerem i przecięciem technologii z cielesnością, maluje postapokaliptyczne obiekty i światy, przepełnione zarazem nadzieją. Nadzieją, że dobro, miłość i braterstwo/siostrzeństwo jednak zatryumfują.

Jakuba Glińskiego popycha swoisty popęd śmierci. Jego twórczością zarządza fikuśny, rozpunkowany Thanatos, który z nihilistyczną radością obwieszcza koniec świata. Nowa dzikość i teatr destrukcji jak z punkowych lat 80. spotyka u niego posępny świat rodem z serialu Westworld, gdzie darwinizm społeczny i absolutny cynizm posiadaczy pozwala im uznać, że mogą sprawować absolutną władzę nad innymi. Bawić się w Boga, dawać życie i je odbierać. Jedyny ratunek to jakiś bunt maszyn, w tym wypadku symbolizujących pracujące, uprzedmiotowione masy. W takiej sytuacji tylko swoisty posthumanizm może nas uratować, ponieważ maszyny okazują się dużo bardziej etyczne, niż owładnięty żądzą zysku i władzy człowiek.

Sztuka na miarę naszych czasów, groźna i posępna, ale też zachowująca ułamek nadziei mimo wszystko.